Kolonizacja kosmosu i różnorodność gatunku ludzkiego
W biologii stworzenie, które może wyewoluować w wiele gatunków żyjących w najróżniejszych środowiskach, uznaje się za dobrze przystosowane. Dzieje się tak dlatego, że pojedynczy gatunek prowadzący niezmienny tryb życia jest wiotką nitką, której linia w przyszłość może zostać łatwo przerwana, jeśli warunki zmienią się na gorsze. Z tego punktu widzenia Homo nie jest dobrze przystosowany – z pewnością nie możemy czuć się bezpiecznie, gdyż w ciągu ostatnich 20 tysięcy lat (od czasu wyginięcia naszych kuzynów neandertalczyków) byliśmy ograniczeni do jednego gatunku. Wprawdzie nasz gatunek żyje na wszystkich kontynentach globu i wytworzył różniące się od siebie kultury, w XX wieku, wraz z nadejściem globalnej łączności i samolotów odrzutowych granice geograficzne, które odpowiadały niegdyś za podtrzymywanie różnic kulturowych, zostały zniesione. W konsekwencji ziemskie kultury zaczynają się zespalać, a XXI wiek tylko przyspieszy ten proces. Jeśli zostaniemy na Ziemi, staniemy się nie tylko jednym gatunkiem, ale też jedną kulturą. Jeśli biologia i ewolucja się nie mylą, jest to recepta na katastrofę.
Na szczęście jednak ludzka ekspansja w kosmos powinna stworzyć odpowiednie warunki do szybkiego odtworzenia zarówno kulturowej, jak i biologicznej różnorodności. W naturze duże połączone ze sobą zespoły genów ewoluują w bardzo powolnym tempie -z uwagi na to, że mija sporo czasu, zanim jakaś nowa cecha staje się dominująca. W przeciwieństwie do tego, kiedy mała grupa zostaje odizolowana od swojego gatunku i umieszczona w nowym środowisku naturalnym, gdzie otwierają się przed nią nowe możliwości i gdzie jest wystawiona na stresy adaptacyjne, powstaje nowy gatunek. W takich warunkach wykształcenie nowych cech odbywa się w przyspieszonym tempie, a ponieważ geny nowych cech nie są stale eliminowane przez łączenie się z przedstawicielami pierwotnej populacji, nowe gatunki cechuje znacznie większa różnorodność. Analogiczne procesy rozwoju w izolacji potrzebne są do wytworzenie nowych kultur populacji ludzkiej.
Kiedy ludzie zaczną kolonizować Marsa, planetoidy, zewnętrzne obszary Układu Słonecznego, a w końcu inne gwiazdy, pojawią się warunki potrzebne do stworzenia różnorodności, najpierw kulturowej, a w końcu genetycznej. Z powodu olbrzymich różnic środowiskowych, panujących na zdobywanych światach (różnic obejmujących rzeczy tak fundamentalne, jak pole grawitacyjne, w którym żyje cywilizacja), pewne jest, że zarówno kultura, jak i cechy dziedziczne będą zmierzały szybko i ze wzmożoną siłą w różnych kierunkach.
Niektórzy podtrzymują tezę, że w przyszłości rozwój możliwości kontrolowania cech dziedzicznych będzie hamował ten proces. Twierdzę, że jest na odwrót. W rzeczywistości, ponieważ ewolucja kulturowa przebiega znacznie szybciej niż ewolucja genetyczna, kiedy ludzie obejmą kontrolę nad kodem genetycznym (to znaczy kultura opanuje dziedziczność), ewolucja biologiczna będzie postępowała w znacznie szybszym tempie. Może się zdarzyć, że w niektórych miejscach działania rządowe będą próbowały powstrzymać tego rodzaju kontrolowaną ewolucję. Jednakże wprowadzenie w życie jakichkolwiek rządowych decyzji w całej przestrzeni międzygwiezdnej okaże się najprawdopodobniej niemożliwe. Tak więc wśród rozrzuęonych daleko w kosmosie różnorodnych cywilizacji niektóre zapewne zdecydują o porzuceniu kontrolowanych zmian, inne zaś będą je wprowadzać. Różnica zdań w tej kwestii przyspieszy proces tworzenia różnorodności gatunkowej.
Jednym z rezultatów programów modyfikacji genetycznej będzie niewątpliwie drastyczne wydłużenie ludzkiego życia. Nawet problem starzenia może zostać kiedyś rozwiązany. Jeśli tak się stanie, potrzeba zdobywania kosmosu zyska silną motywację, ponieważ młodsze pokolenia będą żyły w starych światach, w których najważniejsze role zostały już obsadzone. Ludzie muszą się rozwijać. W erze nieśmiertelności nowe pokolenia będą potrzebowały nowych światów, by nadać swojemu życiu cel godny nieśmiertelności. Na szczęście, długowieczni ludzie będą mogli podejmować długie wyprawy. A zatem międzygwiezdna diaspora i związane z nią bezustanne tworzenie kulturowej i genetycznej różnorodności powędrują coraz dalej.
W serialach telewizyjnych i filmach fantastycznonaukowych, takich jak Star Trek, Galaktykę przedstawia się często jako obszar zamieszkany przez wiele gatunków „obcych”, którzy przypominają pod każdym względem człowieka, oprócz kilku drobnych różnic, takich jak kolor skóry czy kształt małżowiny usznej, i którzy czasami mogą się między sobą krzyżować. Ludzie są produktem trwającej 4 miliardy lat ewolucji ziemskiej. Jeśli więc nawet można znaleźć obcych podobnych do ludzi (dwie ręce, dwie nogi, głowa na górze to dość praktyczna konstrukcja), to będą oni mieli znacznie odmienną od naszej budowę wewnętrzną, czyli organy, tkanki i strukturę komórkową. Krzyżowanie się takich gatunków byłoby całkowicie niemożliwe. Jeżeli jednak proces dywersyfikacji gatunku ludzkiego, do którego nawiązuje poprzedni akapit, posuwałyby się naprzód, wysoce prawdopodobne jest, że za kilkaset tysięcy lat przestrzeń międzygwiezdną w tym zakątku Galaktyki będzie zamieszkiwało wiele inteligentnych gatunków wywodzących się od człowieka, które będą się różniły wyglądem zewnętrznym, charakterem emocjonalnym oraz innymi cechami znacznie bardziej niż kosmopolityczne gatunki, zamieszkujące świat Star Trek. Lokalne cechy zamieszkiwanych światów mogą doprowadzić do powstania ras o zielonym kolorze skóry lub spiczastych uszach; do poważniejszych zmian mogą doprowadzić różnice w sile ciążenia. Mogą powstać gatunki niewiarygodnie cienkie i wysokie (małe ciążenie) lub niskie i niezwykle silne (duża grawitacja). W wyniku kontrolowanej ewolucji niektóre z nich będą znacznie inteligentniejsze, czulsze, zdrowsze, cieszące się dłuższym życiem i większą siła, pełne wdzięku i (przynajmniej według swoich kategorii estetycznych) piękniejsze niż my.
Ale wszyscy będziemy ludźmi.