Planetoidy – Na linii ognia
Jesteśmy bombardowani. Pierwszego października 1990 roku siły obrony strategicznej USA zanotowały nad środkowym Pacyfikiem wybuch. Jego moc oszacowano na 10 kiloton, czyli mniej więcej tyle, ile miała bomba atomowa, która zrównała z ziemią Nagasaki pod koniec drugiej wojny światowej. Rząd francuski, jak wiadomo, czasami testuje broń atomową na Pacyfiku, lecz tym razem to nie była sprawka Francuzów. Żadna z ziemskich sił nie stała za tym zdarzeniem. Pocisk przybył z kosmosu. Eksplodując nad niezamieszkanymi obszarami środkowego Pacyfiku, nie spowodował żadnych strat w ludziach. Gdyby jednak przybył zaledwie 10 godzin później, wybuchłby nad Środkowym Wschodem, w samym centrum obszaru, na którym olbrzymie armie koalicji Narodów Zjednoczonych i Iraku szykowały się do wojny.
Pocisk, który uderzył w Ziemię 1 października 1990 roku, był jednym z najlżejszych, jakimi dysponuje artyleria wroga, i nie trafił w żaden ważny cel. Lecz może zdarzyć się coś znacznie gorszego i w przeszłości wielokrotnie już tak bywało. Wcale nie tak dawno temu.
Na przykład 12 lutego 1947 roku duży obiekt pochodzenia pozaziemskiego uderzył 400 kilometrów od rosyjskiego miasta Władywostok, powodując eksplozję o mocy 100 kiloton (dziesięciokrotnie więcej niż bomba zrzucona na Nagasaki). Prawdopodobnie ofiarami padli robotnicy przebywający w dużym obozie pracy, który znajdował się tam w owym czasie. Zapisy na temat strat i reakcji oszołomionych władz zapewne cały czas znajdują się w zbutwiałych archiwach stalinowskich.
Dużo poważniejsze zderzenie miało miejsce 30 czerwca 1908 roku, gdy pozaziemska głowica o mocy 20 tysięcy kiloton (20 mega-ton!) uderzyła w pobliżu rzeki Podkamienna Tunguzka na Syberii, równając z ziemią tysiące kilometrów kwadratowych tajgi. Zabitych zostało tysiące jeleni, prawdopodobnie również setki myśliwych syberyjskich, którymi carski reżim zupełnie się nie interesował. Gdyby pocisk spadł 3 godziny później, zniszczyłby rozległe europejskie obszary Rosji i prawdopodobnie przerwałby zabawy w letniej rezydencji cara.
Te trzy dobrze opisane katastrofy wydarzyły się w XX wieku. Do tego rodzaju uderzeń bez wątpienia dochodziło z podobną częstotliwością w ciągu poprzednich stuleci, lecz na skutek mistycyzmu, analfabetyzmu, braku naukowego punktu widzenia i kiepskich metod łączności zdolność ludzi do zrozumienia tych zdarzeń i przekazania wiedzy o nich była mocno ograniczona. Niewykluczone, że część apokaliptycznych zdarzeń przedstawionych w starożytnych zapiskach religijnych i mitologicznych, takich jak zburzenie Sodomy i Gomory, to właśnie przekazy o spadkach meteorytów. Trudno to z całą pewnością orzec, lecz ponieważ planetoidy i pochodzenie meteorytów były nieznane aż do XIX wieku, niegdyś uderzenie takiego ciała w Ziemię mogło być postrzegane przez ludzi jako objaw gniewu bożego.
Chociaż ludzi minionych epok trudno zaliczyć do wiarygodnych reporterów, opisujących uderzenia meteorytów, przez cały czas obecny był inny świadek tych zdarzeń, świadek, który nigdy nie kłamie, mimo że jego relacje mogą nie być wyczerpujące – tym świadkiem jest Ziemia. Ślady geologiczne nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że nasza planeta była celem bombardowań planetoidami przez całą swoją historię.
Kratery uderzeniowe są rozsiane po całej Ziemi
Rzecz jasna, aby ślad po uderzeniu pozostał na obliczu naszej planety, planetoida musi spowodować potężną eksplozję, a nie malutki wybuch o mocy porównywalnej z bombą atomową czy wodorową, tak jak w wypadku meteorytu tunguskiego czy też tego, który spadł w roku 1990. Na przykład krater w północnej Arizonie, o kilometrowej średnicy i głębokości 200 metrów, odwiedzany przez wielu turystów, jest blizną pozostawioną przez uderzenie planetoidy o średnicy 150 metrów. Trafiła ona w Ziemię około
50 tysięcy lat temu z siłą 840 tysięcy kiloton (84 tysiące razy większą niż moc bomby zrzuconej na Nagasaki), uwalniając mniej więcej tyle samo niszczycielskiej siły, ile zostałoby wyzwolone, gdyby wybuchła totalna wojna nuklearna między NATO a Układem Warszawskim w czasach, gdy obydwie strony były najciężej uzbrojone. Uderzenie prawdopodobnie zabiło większość gatunków w południowo-zachodniej części Ameryki i wyrzuciło do atmosfery dostatecznie dużo pyłu, by pogrążyć cały świat w lodowatym uścisku nuklearnej zimy na wiele lat.
Niemniej skała o średnicy 150 metrów, która uderzyła w Arizonę, była małym meteorytem. W kosmosie znajdują się znacznie większe, takie, których masa jest tysiące czy nawet miliony razy większa. Czasami one również zderzają się z Ziemią. Szacunkowe wyliczenia, ile energii uwalnia się podczas takich kolizji, przedstawia tabela.