Kategorie
Informacje

Robotyka, bioinżynieria, nano- i pikotechnologia

Budowa struktur w skali makro – ludzkiej lub jeszcze większych – odbywałaby się w wyniku łączenia się miliardów nanorobotów. Doprowadziłoby to do stworzenia układów mających wszystkie cechy robota z „ciekłego metalu” z filmu Terminator 2, mogącego zmieniać kształty, dzielić się i składać ponownie według uznania. Tyle że taka jednostka byłaby znacznie potężniejsza, gdyż każda z miliardów jej części składowych mogłaby stworzyć nową jednostkę niemal z wszystkiego. Nawet Arnold Schwarzenegger miałby trudności z ocaleniem świata przed takim robotem!

Brzmi to jak fantastyka, ale czy na pewno tak jest? W obronie nanotechnologii można wysunąć argument, że nie łamie ona żadnego znanego prawa fizyki, a zatem przy odpowiednim rozwoju techniki nanoroboty staną się sprawą realną. Przeciwnicy nanotechnologii mogą wskazywać na olbrzymie wymogi techniczne, które musimy spełnić, zanim stanie się ona rzeczywistością. Co więcej, nawet jeśli nanotechnologia nie narusza żadnych praw fizyki, kontrolowane samoreplikujące się roboty mogą pogwałcić prawa biologii. Takie mikromaszyny będą z pewnością przechodziły różnego rodzaju przemiany i mutacje. Mutacje te spowodują deformacje, które szybko przewyższą ilościowo cechy pierwotnego programu. Jeśli podstawowym celem nanomaszyny jest szybka reprodukcja, to mogłaby ona uznać je za priorytetowe nawet wobec poleceń otrzymywanych od człowieka. Może się zdarzyć, że ewolucja podyktuje nanorobotom zajmowanie się jedynie ich własnymi potrzebami. Te nanoroboty, które będą nadal służyły człowiekowi, przegrają z olbrzymią liczbą „wyemancypowanych robotów”. Jak to się mówi – wolność albo śmierć.

Innym powodem, by odnosić się sceptycznie do kwestii nanorobotów, jest to, że ich nie widzimy. Gdyby udało się zbudować samoreplikujące się maszyny, mogłyby one szybko opanować przestrzeń międzygwiezdną, używając do tego mikroskopijnych żagli słonecznych. Gdyby w odległych czasach jakaś cywilizacja zamieszkująca planetę w Drodze Mlecznej stworzyła tego rodzaju mikroautomaty, już dawno skolonizowałaby za ich pomocą całą Galaktykę. Wtedy całe życie na Ziemi opierałoby się na nanorobotach. Ale ponieważ tego nie zaobserwowaliśmy, dochodzimy do konkluzji, że (a) w naszej Galaktyce nie istnieje żadna inna inteligentna forma życia lub (b) nieorganiczna nanotechnologia i tworzenie samoreplikujących się mikrorobotów, przypominających maszynę Babbagea i opisanych przez Drexlera, są niemożliwe. Ponieważ wiemy, że ewolucja inteligentnych form życia jest możliwa (czego nie można jeszcze powiedzieć o nanotechnologii), zakładamy, że (b) to bardziej prawdopodobna alternatywa.

Wiemy, że bakterie – organiczne nanomaszyny natury – również potrafią przetrwać lot w przestrzeni kosmicznej. Możemy więc przypuszczać, że jeśli bakterie wyewoluowały (lub zostały stworzone) gdzieś w Galaktyce, mogły stać się podstawą życia na naszej planecie. Tak się składa, że są. Bakterie są nie tylko najwcześniejszymi znanymi mieszkańcami Ziemi. Wiemy też, że komórki eukariotyczne, z których zbudowane są wszystkie rośliny i zwierzęta, wyewoluowały z symbiotycznych kolonii bakterii. Znaczenie tego faktu zostanie omówione dogłębnie w następnym rozdziale. Wystarczy jednak powiedzieć, że wszechobecność organicznych samoreplikujących się nanopodróżników kosmicznych (bakterii) i brak nieorganicznych nanomontażystów nastręcza wątpliwości, co do wykonalności nanotechnologii Drexlera.

Ale może nanotechnologia nie jest niemożliwa, może jest po prostu niewiarygodnie skomplikowana? Może nikt nie wynalazł nanomaszyn tylko dlatego, że był niedostatecznie inteligentny, nie podszedł do zagadnienia wystarczająco poważnie lub przeraził się ewentualnych konsekwencji wymknięcia się wynalazku spod kontroli. Może rzeczywiście istnieje sposób stworzenia i opanowania nanotechnologii, która tylko czeka na to, by ktoś ją odkrył. W każdej dziedzinie ktoś musi postawić pierwszy krok. Może ten ktoś to właśnie my. Może.

Zbyt dużo tych „może”. Warto jednak potraktować nanotechnologię poważnie, ponieważ jeśli się okaże, że potrafimy stworzyć programowalne, zdolne do samodzielnego rozmnażania się nanomaszyny, zapewnią one naszym potomkom potęgę kreacji, której ograniczeniem będzie jedynie ilość energii słonecznej docierającej do danej części Wszechświata. Jeśli pozostaniemy na drodze rozwoju technicznego, który z całą pewnością będzie towarzyszył naszej przemianie w cywilizację typu II, a następnie typu III, może pewnego dnia opanujemy zawiłą sztukę magiczną potrzebną do rozwinięcia nanotechnologii. Kto wie? Może w dalekiej przyszłości uzyskamy dostęp do jeszcze bardziej złożonych technologii – będziemy budowali maszyny nie z atomów czy molekuł, lecz z cząstek subatomowych, takich jak jądro atomu. Maszyny pikotechnologiczne, operujące w skali tysiąckrotnie razy mniejszej niż wytwory nanotechnologii, mogłyby pobierać energię już nie z reakcji chemicznych, lecz ze znacznie szybszych i potężniejszych reakcji termojądrowych. Możliwości otwierające się przed takimi pikomaszynami z naszego dzisiejszego punktu widzenia to czysta magia.

Tymczasem jednak stawiałbym na bioinżynierię. Życie oferuje nam wypróbowane i realne metody tworzenia zdolnych do samodzielnego reprodukowania się mikromaszyn, a podręcznik do ich programowania już mamy. Z naszym umysłem i ich siłą będziemy w stanie ożywić martwe światy.